- Wiersz pochodzi z 1942 roku, powstał 8 marca.
- Stanowi przykład liryki bezpośredniej.
- Poeta wydał go pod pseudonimem Jan Bugaj.
- Tytuł wskazuje na podjętą tematykę.
- Opowiada o losach pokolenia Kolumbów, do którego autor sam należał.
- Podmiot liryczny porównuje czasy mu współczesne z przeszłością.
- Utwór jest historiograficzną refleksją nad dziejami ludzkości.
- Historia i działania wojenne zestawiane są w wierszu z naturą (przyrodą).
- Utwór ujawnia związek poety z wielkimi poprzednikami (romantykami).
- Poeta sięgał w swej twórczości po motywy i obrazowanie charakterystyczne dla wybitnych romantyków, które łączył z poetyką katastroficzną.
- Układ strof jest nieregularny, podobnie jak rymów.
- Poeta zastosował wiele figur stylistycznych, np.
- metafory („w błękicie powietrza jeszcze te miejsca puste”, „dłonią odgarniecie wspomnienia”),
- porównania („dzbany wrzące jak usta pełne”, „pożegnania wiotkie jak motyl świtu”, „czas tylko warczy jak lew”, „róże sadzić jak głos”, „jak noże giną w chleb pogrążone”),
- epitety („liść zielony”, „pułki kolorowe”, „płytach płaskich”, „włos siwiejący”),
- apostrofę („płacz, matko, kochanko, przebacz”),
- anafory (wersy rozpoczynające się od słów „gdzie”, „i” oraz „wy”),
- powtórzenia („bo nie anioł, nie anioł prowadzi”, „idą, idą pochody, dokąd idą”).
Arkebuzy dymiące jeszcze widzę,
jakby to wczoraj u głowic lont spłonął
i kanonier jeszcze rękę trzymał,
gdzie dziś wyrasta liść zielony.
W błękicie powietrza jeszcze te miejsca puste,
gdzie brak dłoni i rapierów śpiewu,
gdzie teraz dzbany wrzące jak usta
pełne, kipiące od gniewu.
Ach, pułki kolorowe, kity u czaka,
pożegnania wiotkie jak motyl świtu
i rzęs trzepot, śpiew ptaka,
pożegnalnego ptaka w ogrodzie.
Nie to, że marzyć, bo marzyć krew,
to krew ta sama spod kity czy hełmu.
Czas tylko warczy jak lew
przeciągając obłoków wełną.
Płacz, matko, kochanko, przebacz,
bo nie anioł, nie anioł prowadzi.
Wy te same drżące u nieba,
wy te same róże sadzić jak głos
na grobach przyjdziecie i dłonią
odgarniecie wspomnienia i liście jak włos
siwiejący na płytach płaskich.
Idą, idą pochody, dokąd idą,
których prowadzi jak wygnańców łaski
ląd krążący po niebie. A może
niebo po lądzie dmące piaskiem
tak kształt ich zasypuje. Jak noże
giną w chleb pogrążone — tak oni
z wolna spływają. Piach ich pokrywa.
Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni.