„Miłość” Jana Twardowskiego [komentarz]

„Pan Jezus odchodząc z tego świata, a więc wtedy, kiedy chce się przekazać coś najważniejszego, nakazał miłować sie wzajemnie. Można miłować się wzajemnie na krótko i można miłować się na długo. Miłości na krótko nie jest potrzebne żadne przykazanie. Taka miłość wyskakuje jak szczygieł, ponad każde przykazanie, nowe czy stare. Wystarczą oczy, wzruszenie, cielęcy zachwyt, jak mówią: ” w okamgnieniu czterdzieści stopni w cieniu”. Bez nakazu wyrywa się jak Filip z konopi i fika koziołki. Miłość wytrwałą, wierną do końca, trzeba sobie nakazać, gdyż jest jak praca, w której trudno z cierpliwością wytrwać. Podobna do rąbania drewna, przesuwania szafy gdańskiej, dźwigania węgla z piwnicy, uczenia się języka chińskiego. Na pytanie> „Czy mnie kochasz?”  odpowiedzieć  „tak” lub „nie” nic nie znaczy. Odpowiedzią musi być cierpliwość całego życia. Małżonkowie żyją razem pięćdziesiąt lat i pięćset razy mówią sobie „kochamy się”, tysiąc razy zapewniają, że się nie znoszą. Proust powiedział, że jak nie ma powodu do kłótni, to trzeba go sobie  wymyślać, bo inaczej miłość wcale nie dojrzewa” (ks. Jan Twardowski).