Rola kobiety w życiu artysty

Rola kobiety w życiu artysty

Wszyscy wiemy, że kobieta od wieków jest ogromną inspiracją artystów, osią,  wokół której organizuje się środowisko twórcze. Pracownia artysty (poety, malarza czy muzyka) to jego enklawa[1] zorganizowana według wyobrażeń artysty, miejsce przebywania i tworzenia przesiąknięte niezwykłą atmosferą, której istotnym i niezbędnym elementem jest oczywiście muza.

W swoim wystąpieniu pragnę zaprezentować sylwetki kobiet inspirujących słynnych poetów, kompozytorów, pisarzy i malarzy. Dla mnie przygotowanie prezentacji stanowiło sposobność zetknięcia się z wizerunkami dam, które w sposób znaczący wpłynęły na życie i twórczość znanych postaci świata sztuki i literatury, m.in. Fryderyka Chopina, Jana Matejko, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskieg, teraz pragnę Państwu przybliżyć sylwetki i epizody z życia kilku wyjątkowych pań.

Swoje rozważania chciałabym rozpocząć od Basi Drapczyńskiej – żony Krzysztofa Kamila Baczyńskiego[2], poety pokolenia Kolumbów, wrażliwego na piękno, zakochanego w poezji, delikatnego, a jednocześnie o silnego charakterze i głęboko zakorzenionym moralnym obowiązku walki w obronie ojczyzny. Poeta urodził się 22.01.1921 r. w Warszawie w rodzinie inteligenckiej o tradycjach patriotycznych. Z matką łączyła poetę szczególnie bliska więź emocjonalna, chociaż pani Baczyńska była osobą nadopiekuńczą, a nawet potwornie zaborczą[3].

Szczególny dla młodego Baczyńskiego był rok 1939, zdał maturę w elitarnym gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, w lipcu (27) zmarł jego ojciec, a wakacje spędzał z tragiczną świadomością nieuchronnej wojny wiszącej nad krajem, która, jak się później okazało, zdeterminowała także jego twórczość literacką.

Zimą 1941 roku (1 grudnia) Baczyński na spotkaniu u przyjaciół poznał Barbarę Drapczyńską. Przyszła żona poety nie była śliczna, ale z jej twarzy bił nade wszystko charakter, inteligencja i prawość. Była dziewczyną drobną, delikatną, choć przecież i sam Baczyński postury był raczej  skromnej. Zdobył jednak już uznanie w podziemnym środowisku literackim, a nawet przydomek „drugiego Słowackiego”. Dziewczyna pochodziła z rodziny drukarzy, chociaż jej ojciec wcześniej pracował jako nauczyciel.

Barbara podczas pierwszego spotkania powiedziała Krzysztofowi, że pisze wiersze, ale kiedy przeczytała jego poezje zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia i uznawała w nim geniusza.  Baczyńskiego także zauroczyła ta niezwykła młoda dziewczyna rozkochana w literaturze,  bowiem już trzy dni po poznaniu odwiedził ukochaną w jej domu, przedstawił się rodzicom i imieninowo ofiarował swej przyszłej żonie w prezencie wiersz. Basia była szczęśliwa i zachwycona. Matce Baczyński powiedział, że znalazł dziewczynę swojego życia, podobnie swojej matce powiedziała Basia. Młodzi z miejsca chcieli się pobrać, ale ślub odbył się dopiero pół roku później. Na oświadczyny Krzysztof przyszedł z matką. Matka Basi, Feliksa Drapczyńska, doradzała wstrzymanie się, bo są jeszcze za młodzi. Podobnie uważała matka poety, która nie była zachwycona przyszłą synową i wyrzucała synowi „cóż to za drukarzównę sobie wybrałeś”, uznając wybór syna za mezalians. Ślub odbył się w środę przed Bożym Ciałem, 3 czerwca 1942 roku, o godzinie 10 w kościele parafialnym na Solcu. Świadkiem był Jerzy Andrzejewski[4], a jednym z gości Jarosław Iwaszkiewicz[5], który zapamiętał nowożeńców jako jeszcze dzieci, tak że cała uroczystość wydała mu się „raczej pierwszą komunią niż ślubem”. Na weselu nie była obecna matka, która zaraz po ślubie syna zasłabła i kilka dni nie chciała nikogo widzieć płacząc bez przerwy. Wspólne mieszkanie młodych p. Baczyńska także nie obywało się bez zgrzytów, tak że matka poety w końcu wyprowadziła się do Anina.

Miłość została uratowana (bo Barbara ze względu na teściową, była już zdecydowana opuścić męża). Krzysztof mógł się teraz cały poświęcić poezji, nauce na tajnych kompletach, konspiracji i Basi, która stała się adresatką najpiękniejszych liryków miłosnych.

Aby pojąć głębię miłości Barbary i Krzysztofa, trzeba zajrzeć do wierszy Baczyńskiego. Baczyński kochał życie i ludzi, marzył o dniach, kiedy będzie mógł pisać o sprawach najprostszych, szczęściu, miłości, słońcu. W swych wierszach potrafił znaleźć słowa i zwroty piękne określające sprawy najintymniejsze dziejące się między dwojgiem kochających się ludzi (choć nie było to  uczucie spokoju i bezpieczeństwa).

Baczyński kierował do umiłowanej żony swoje erotyki, stała się jego muzą, co dobrze wróżyło jego poezji. To właśnie jej poświęcił kunsztowną „Kołysankę”, w której znakomite zdolności poety widać w bogatych poetycko strofach, które są równocześnie na wskroś prostotą przeniknięte

 „Nie bój się nocy. To ja nią wiodę

ten strumień żywy przeobrażenia,

duchy świecące, zwierząt pochody,

które zaklinam kształtów imieniem.

Ułóż wezbrane oczy w kołysce,

ciało na skrzydłach jasnych demonów,

wtedy przepłyniesz we mnie jak listek

opadły w ciepły tygrysi pomruk”.

Poeta poległ 4 sierpnia 1944 roku. Miał zaledwie 23 lata. Pod koniec sierpnia umarła też Barbara. Oboje zostali ugodzeni w głowę, on – pociskiem, a ona – odłamkiem szkła okiennego. Basia konała dłużej, umierając, ściskała w rękach tomik wierszy swego męża i dyplom ukończenia podchorążówki[6].

Czy bycie  żoną poety to wystarczający powód, by przejść do historii? Okazuje się, że w niektórych przypadkach tak. Tak jest właśnie w przypadku Natalii, żony Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, którego duża część twórczości to jeden długi miłosny wiersz do żony. Srebrna Natalia, jak nazwała ją córka Kira, to postać wyjątkowa. To jej dziewczynie – kobiecie zawdzięczamy strofy pisane z ogromnym ciepłem i czułością:

„A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź, wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj…”[7]

„Już kocham cię tyle lat, na przemian w mroku i w śpiewie…”[8]

„Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec. Kocham cię w kapeluszu i w berecie…”[9]

„Pyłem księżycowym być przy twoich stopach, wiatrem przy twej wstążce…”[10]

Natalia Gałczyńska, żona Konstantego Ildefonsa, była niezwykłą osobą. Pełną wewnętrznej siły i uroku, ciągłym źródłem inspiracji i wsparcia dla swego męża. W ten sposób widziała  ją, wspomina  i opisuje jej córka Kira, która swoją matkę darzy wielkim podziwem i szacunkiem, a w hołdzie stawia pomnik ze słów w książce „Srebrna Natalia”

Gałczyńska przeżyła z poetą 23 lata małżeństwa zachowując przy tym silny charakter i będąc całkowicie oddaną miłości do męża. Zawsze była gotowa go wysłuchać, zrecenzować jego wiersze, porozmawiać o jego pracy. Była wsparciem i wzorem  lojalności. Dla Natalii ważne było tylko wspólne życie, od chwili gdy  poznała swego przyszłego męża (w Warszawie, dokąd przyjechała na studia) do ostatnich dni jego życia. Godziła się na rolę zarówno matki, w której ramionach można się ukryć, jak i kochanki, która zapewnia duchową i cielesną satysfakcję i przede wszystkim podołała trudnemu i często niewdzięcznemu zadaniu muzy.

W późniejszych latach, już po śmierci Konstantego, zajęła się propagowaniem jego twórczości. Nie przeszkadzało to jej także we własnym rozwoju – stała się cenioną tłumaczką rosyjskiej literatury oraz autorką powieści dla młodzieży[11] (pisała pod pseudonimem Anna Glińska).

Jak sama podkreślała – miała szczęście stać się natchnieniem dla wybitnego artysty, choć ze wspomnień wynika, że życie z poetą to także zmaganie się z jego depresjami, kaprysami, impulsywnością, niemocą twórczą, chorobą (zawały serca) i innymi kobietami…

Następny artysta, którego chcę przedstawić to Jan Matejko – najwybitniejszy polski malarz historyczny.  Dzieciństwo malarza było biedne. Skromna pensja ojca, kościelnego organisty i nauczyciela muzyki zarazem, nie wystarczała na dostatnie życie rodziny. Ale wszyscy byli szczęśliwi. Niestety, w wieku 7 lat Matejko stracił matkę, co znacznie zmieniło sytuację rodzinną artysty. Wkrótce zaczęła się niezwykle ważna w życiu malarza przyjaźń z rodziną Giebułtowskich, w których domu Jan znalazł ciepło rodzinne. Okazywali mu wiele zaufania, serdeczności i zrozumienia. Prócz ciepła rodzinnego Giebułtowscy dali Matejce poczucie zakorzenienia w polskiej tradycji. W tym domu zaczęło się także rodzić uczucie do najmłodszej z rodzeństwa – Teodory. Matejko początkowo nie miał widoków na wzajemność u młodszej o 8 lat  nastolatki.  Był przez długi czas lekceważony przez obiekt swych westchnień, z czasem zyskał jednak jej przychylność i uczucie. W 1862 roku malarz pisał do ukochanej „jam jak pijany dzisiaj, więc i słowa urywane, domawiane wewnątrz, zastygają pod piórem i tylko jakby szmer lub echo klawiszów szklanej harmonijki odbijają się o duszę Twoją”[12].

Matejko poślubił ukochaną w listopadzie 1864 roku nie zapraszając na ślub nikogo z rodziny, tym bardziej, że jego najbliżsi sprzeciwiali się temu związkowi. Wszystko urządził cicho i skromnie, bez ludzi i bez rozgłosu, sam też zaprojektował suknię panny młodej.

Żona Matejki stała się jego muzą, ale także utrapieniem. Mieli razem pięcioro dzieci Tadeusza (1865-1911), Helenę (1867-1932), Beatę (1869-1926), Jerzego (1873-1927) oraz Reginę (1878), która zmarła jako niemowlę.

Żona (Teodora) uważana była za osobę despotyczną, kłótliwą i egoistyczną. Pisano o niej: …baba z piekła rodem, męża niekochająca, zła dla rodziny, umysłowo chora, chciwa, rozrzutna, snobka, próżna, diablo pyszna, lekkomyślna, nieinteligentna. Taki negatywny obraz Teodory Matejkowej stworzył Marian Gorzkowski[13], pamiętnikarz twórczości Matejki, przyjaciel i powiernik.

Ale sam malarz wyznaczył jej rolę królowej, nazywał ją „Gwiazdą”, „Panią”, „Władczynią”, chociaż z czasem  zaczął odczuwać skutki  jej despotycznego charakteru, zmienności nastrojów i chorobliwej zazdrości. Teodora Matejkowa zaczęła bowiem twierdzić, że jej mąż jest wiarołomny, ma tysiące kochanek i niemoralnie się prowadzi. Głośno przy wszystkich twierdziła, że nienawidzi swych dzieci, bo one nie są jej dziećmi, że zabije swego męża. Były to objawy choroby psychicznej, która systematycznie pogłębiała się. Według biografów „tajfun domowy” noszący imię Teodora, zdawał się jednak być  niezbędny dla klimatu twórczości artysty. Po burzy z piorunami błyskała w domu najpiękniejsza pogoda, ustępując miejsca kolejnym trzęsieniom ziemi. Teodora miewała różnorakie fantazje, chciała zostać aktorką, zaniedbywała dzieci, w porywie szału potrafiła zniszczyć i spalić z wielką furią swój portret, denerwowała się swoją wagą, która wzrosła po urodzeniu dzieci. Wszysto to czyniła w chwilach, gdy uważała, że jej pozycja muzy jest zagrożona. Artysta w takich chwilach nie mogąc wytrzymać atmosfery w domu umykał do pracowni i tworzył, a jego sława rosła z roku na rok.

Teodora z czasem całkowicie odeszła w obłęd i znalazła się w szpitalu św. Łazarza.  Matejko bardzo to przeżywał i ogromnie zasmucony odwiedzał żonę niezwykle często. Każda wizyta w szpitalu, rozmowa z chorą żoną wywoływała silne wzruszenia i pogłębiały rozpacz artysty, bowiem Teodora, mimo trudnego charakteru, pozostała na zawsze inspiracją i modelem artysty. Jej twarz posiadają niemal wszystkie kobiety na jego obrazach. Namalowana została również jako królowa Bona Sforza w „Hołdzie pruskim”, co uwieczniło ją po wsze czasy.

Teraz chciałabym przywołać postać naszego największego kompozytora Fryderyka Chopina i historię związku kompozytora z francuską pisarką, niezwykle barwną postacią swojej epoki, Aurorą Dudevant, którą znamy pod pseudonimem George Sand. Wielu biografów nazywa tę znajomość romansem, choć tak naprawdę nie powinno się tak nazywać ich związku. Romans przechodzi i mija. Dla Chopina była to miłość jego życia, a i dla George Sand  był to związek nieporównywalny z żadnym z pozostałych, bowiem Sand znana była z podbojów miłosnych.

Oboje spotkali się w Paryżu na przyjęciu u Franciszka Liszta, pisarka, pewna siebie, szokująca męskimi strojami oraz genialny kompozytor, wątły i powściągliwy. Warto nadmienić, że Chopin w owym czasie był znanym paryskim kobieciarzem, a jego muzyka, gra i osobowość stanowiły o jego seksapilu. Dla Sand stał się obiektem jej starań, choć nie uległ tak łatwo emocjom, ale kiedy już  pokochał – ta miłość i kobieta przysłoniły mu cały świat.

Miłość George Sand i Chopina była jak eksplozja, którą z zainteresowaniem oglądał nie tylko Paryż. Oboje znaleźli się w raju i piekle wzajemnej namiętności.  Muzyka i pisanie splotły się w jedno. Dla obojga był to czas  wzajemnego przyciągania się i odpychania, fascynacji i obcości.

Z paryskich salonów kochankowie przenieśli się na Majorkę, bowiem George wierzyła w uzdrawiającą moc tamtejszego klimatu. Niestety, deszczowa pogoda, którą tam zastali zaostrzyła  chorobę kompozytora i w ten sposób do romansu wkradło się widmo śmierci. Sand opiekowała  się Chopinem,   traktując często kompozytora jak swoje dziecko, mówią o nim „mały Chopinetto”, kompozytor natomiast wkroczył w owym czasie w najdojrzalszy okres swojej twórczości.  Tworzył i stworzył muzykę, która stawiała pytania o przeszłość i przyszłość. Na Majorce ukończone zostało jedno z największych osiągnięć twórczych Chopina, cykl 24 Preludiów, później w  posiadłości George Sand w Nohant, w środkowej Francji, Chopin stworzył Sonatę b-moll z Marszem żałobnym.  Henryk Heine, jeden z bywalców salonu pani Sand, powiedział wówczas o Chopinie i jego muzyce: „To pianista z Warszawy, nie tylko wirtuoz, ale i poeta.”

Prawie dziesięcioletni  związek Sand z Chopinem to czas wzajemnej fascynacji i niezwykłej determinacji obojga do zachowania niezależności. Przez długi czas George była dla Chopina oparciem i inspiracją, jednakże zerwała z nim w 1847 roku, co prawdopodobnie przyspieszyło śmierć kompozytora, bowiem w jego życiu ta kobieta zajęła miejsce szczególne.

W życiu pani Sand nazwisko Chopin to tylko jedno z wielkich nazwisk, które znalazły się w jej orbicie znajomości. Warto zaznaczyć, że tę mocną osobowość pociągali mężczyźni słabsi, o naturze z silnym pierwiastkiem kobiecym. Często kończyło się to na układzie matczyno-synowskim, który powtarzał się przez całe jej życie, od kontaktów z Ju­les’em Sandeau (od którego nazwiska powstał jej pseudonim) poprzez związek z Chopinem, aż po ostatnią szczęśliwą miłość do rzeźbiarza Alexandra Manceau (który także był chory na suchoty i którego także przeżyła). Wielu z jej kochanków było od niej młodszych,  ten ostatni o lat 13.

Przedstawione przeze mnie pary kochanków to wybór subiektywny. Dowodzi jednak, jak odmienne bywają wizerunki kobiet – muz, wyposażając ją w takie zalety, cnoty i przywary, jakie odpowiadały gustom zakochanych w nich artystów. Każdy z życiorysów tych nietuzinkowych postaci wzbogaca naszą wiedzę nie tylko o nich samych, ale też o ich mistrzach i nierzadko o skomplikowanych między nimi relacjach.

Dla artysty kobieta to jednocześnie niezbędne źródło i materiał jego twórczości, który go inspiruje i fascynuje.  Artysta otoczony kobietami jednocześnie je przyciąga i odpycha, co jest  niejako niezbędne, by mógł skupić się na swoich twórczych problemach. Często w ich wyobrażeniach to warunek konieczny dla dalszego rozwoju twórczego. Kobiety – muzy bywają różne i nieprzewidywalne, a świadectwem mogą być słowa piosenki Jacka Cygana, śpiewanej przez Edytę Górniak, którymi chcę zakończyć swoją prezentację:

Jestem kobietą

Wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie

Wolna jak rzeka

Nigdy, nigdy nie poddam się.

Jestem kobietą

Jestem dobrem, jestem złem

Jestem wodą, jestem ogniem

Jawą i snem

Autor: Agnieszka

[1] Enklawa – terytorium otoczone ze wszystkich stron terytorium innego państwa, metaforycznie miejsce wyodrębnione przez artystę,

[2]  Był synem Stanisława Baczyńskiego, znanego krytyka literackiego i Stefanii Baczyńskiej, nauczycielki, autorki książek dla dzieci i podręczników szkolnych.

[3] Być może spowodowane to było śmiercią córki Kamili, po której Baczyński dostał drugie imię i obawą o utratę jedynaka, poza tym po separacji z mężem sama wychowywała syna.

[4] J. Andrzejewski (1909-1983) polski prozaik, publicysta, felietonista, scenarzysta, działacz opozycji demokratycznej w PRLu, najbardziej znany utwór Popiół i diament.

[5]  J. Iwaszkiewicz (1894 – 1980) prozaik, poeta, eseista, tłumacz, współtwórca grupy poetyckiej Skamander, współpracownik Wiadomości Literackich, wieloletni redaktor naczelny Twórczości. Jego żoną była pisarka i tłumaczka Anna Iwaszkiewiczowa.

[6] Była podobno w ciąży, co po wojnie potwierdziła jej matka.

[7] Konstanty Ildefons Gałczyński, „Wiersze”, Czytelnik, Warszawa 1956, s. 54.

[8] Tamże, s. 153.

[9] Tamże, s. 192.

[10] Tamże, s. 449.

[11] Pisała pod pseudonimem Anna Glińska..

[12] H. Słoczyński, Matejko, Wrocław 2000, s. 52.

[13] Tamże, s. 130 – 133.