„Melodia berlińskiego muru” Josifa Brodskiego

  • Wiersz z tomu „Część mowy” (1977).
  • Dedykowany Peterowi Viereckowi,  amerykańskiemu historykowi i pisarzowi.
  • Tytułowy mur dzielił Berlin na dwie części, wschodnią (komunistyczną) i zachodnią (demokratyczną).
  • Zbudowali go komuniści w sierpniu 1961 roku.
  • Zburzony został w listopadzie 1989 roku.
  • Liczył 45 km długości i był doskonale strzeżony w celu uniemożliwienia ucieczki z NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej).
  • Stanowił symbol podziału Europy.
  • Poeta  prosi o przyjście pod mur w celu złożenia hołdu tym, którzy tam zginęli.

To jest dom, któ­ry zbu­rzył Jack,
to jest punkt, skąd na tam­ten brzeg
chciał przejść Hans – je­den strzał i schlus,
a to jest mur, któ­ry Iwan wzniósł.
Po­czu­cie winy do­skwie­ra­ło mu wi­docz­nie
kie­dy wzno­sił ten mur,
bo za­sto­so­wał skrom­ny sza­ry be­ton
i pól mi­no­wych kon­cep­cję dys­kret­ną.
Mur ten: a) nu­dzi, b) stra­szy po­nu­ro,
pod nim kol­cza­sty drut jak włócz­ka, któ­rą
ba­bu­nia ce­ro­wa­ła skar­pet­ki na pię­cie
lecz drut nie do ro­bó­tek – wy­so­kie na­pię­cie.
Za mu­rem fla­ga na wie­trze się mio­ta,
a na niej cyr­kiel w to­wa­rzy­stwie mło­ta
ob­wiesz­cza na tle żół­ci, czer­wie­ni i czer­ni
zisz­cze­nie się snów ma­so­ne­rii.

Czuj­ne lor­net­ki Volks­po­li­cji
z wież roz­glą­da­ją się po oko­li­cy:
i wschód, i za­chód przed­sta­wia­ją wi­dok
god­ny uzna­nia: ni jed­ne­go Żyda.
Z tych, któ­rzy ra­zem tu żyli i mar­li
jed­nych na za­chód pchnął po­ciąg do mar­ki,
dru­dzy do Mark­sa po­czu­li po­pęd
– mur nie po­zwo­lił im zejść się z po­wro­tem.

Przyjdź pod ten mur, je­śli źle ci tam, gdzie je­steś –
to prób­ka tego, jak wy­glą­da ko­smicz­na prze­strzeń
w któ­rej ży­cia brak – na pew­no,
a je­śli co gi­nie – to przed­miot.
Przyjdź na tę obo­jęt­ną na po­kój czy woj­nę
za­krze­płą wer­sję „albo-albo”, tak spo­koj­nie
prze­ci­na­ją­cą dziel­ni­cę, gdzie w pu­st­ce
pust­ka od­bi­ta, jak w pęk­nię­tym lu­strze.

Dzień tu smut­ny, po no­cach re­flek­to­rów świa­tło
prze­ci­na dusz­ne po­wie­trze i ła­two
wy­ka­zu­je, że je­śli ktoś tu krzyk­nął znów
to nie z przy­czy­ny złych snów,
bo­wiem sny nie są tu­taj ta­kie złe – naj­wy­żej mo­kre
od krwi ko­goś jak ty, kto pró­bo­wał sa­mot­nie
włó­czyć się gdzie nie trze­ba, po czym w jego gło­wie
sny za­stą­pio­no oło­wiem.

Przyjdź pod ten mur – wy­da­nie i lep­sze i now­sze
mu­rów rzym­skich czy chiń­skich: ich star­te trzo­now­ce
za­zdrosz­czą kłom sta­lo­wym, któ­re mie­rząc w nie­bo
błysz­czą świe­żo ob­my­te z krwi twe­go bliź­nie­go.
Świer­got pta­ka wdzięcz­niej­szą był­by ko­ły­san­ką
lecz je­śli masz coś prze­ciw­ko skro­ban­kom
lub ko­no­wa­łom, któ­rym sło­no trze­ba pła­cić –
przyjdź pod ten mur – po­pa­trzeć.