„Dziady” cz. IV Adama Mickiewicza

„Dziady” cz. IV jest wielkim monologiem zrozpaczonego po utracie ukochanej Gustawa, wygłaszanym w noc święta zmarłych w mieszkaniu księdza obrządku greckiego.

Ten monodram podzielony jest nie na sceny, lecz na godziny:

  • godzinę miłości,
  • godzinę rozpaczy, godzinę przestrogi,

które porządkują chaos przeżyć i  doznań niezwykłego, wyobcowanego ze świata bohatera.

Uczucie miłości pokazane zostało jako wyjątkowe, kosmiczne i tragicznie niszczące bohatera. Gustaw jest człowiekiem osamotnionym, wyalienowanym ze społeczności, wyższym ponad przeciętność, zbuntowanym wobec otaczającego go rzeczywistości. Równocześnie ma poczucie niezwykłej misji objawienia nieznanych innym tajemnic.

Przed rozsądnym księdzem Gustaw „powtarza” swój życiorys, by pokazać jak zły bywa świat, jak często miłość prowadzi do nieszczęścia, a istota całego świata leży poza możliwościami poznania rozumowego. Ta spowiedź to niejako inscenizacja własnego losu, ma stanowić dowód na to, że pradawny zwyczaj „dziadów” jest sytuacją naturalną, która umożliwia poznanie tajemnic oraz  nawiązanie kontaktów między człowiekiem osamotnionym i społecznością, a także miedzy żywymi i umarłymi.

Próba porozumienia się z Księdzem kończy się nieuchronną klęską, Gustaw nie może nawiązać kontaktu z reprezentantem uporządkowanej społeczności, dla jego cierpienia nie ma w tym gronie miejsca.

Gustaw jest pełen wewnętrznych niepokojów, przeciwstawia swoje racje – racjom Księdza, stara się utwierdzić w przekonaniu, że jako romantyk i indywidualista, a także samotnik, jest jednocześnie reprezentantem nieprzeciętnych humanistycznych wartości i nosicielem niepodważalnej prawdy. Swoje nieszczęście  i osamotnienie, pewnego rodzaju sprzeniewierzenie się „normalnym” ludzkim obowiązkom Gustaw traktuje jako tragiczny występek.