„Jaka jest przeciw włóczni złego twoja tarcza, człowiecze?” – Próba odpowiedzi współczesnego czytelnika na poetyckie pytanie Kazimierza Przerwy-Tetmajera w świetle wybranych utworów XX wieku

Człowiek lubi sobie pofilozofować. Rozmyśla o ideach, wartościach, o przyszłości i przeszłości, o końcu świata, o tym, co dla niego dobre, a co złe. I to nie literatura zmusza go do tych refleksji, a historia – historia pełna wojen, mordów, grabieży, walki o władzę, ale i historia pełna piękna, człowieczeństwa, bohaterstwa i dobra. Literatura natomiast jest wyrazem tych przemyśleń, jest więc również nierozerwalnie związana z historią, z dobrem i złem.
„Zło jest niezrozumieniem Dobra” – tak pisał Lew Tołstoj i, jak się zastanowimy nad sensem tych słów, znajdujemy w nich aż za dużo bolesnej prawdy. Bolesnej, bo wynika z niej, że gdyby człowiek więcej starał się przemyśleć, zrozumieć, zło mogłoby odejść w zapomnienie. Bo tak naprawdę zło wynika z głupoty. Jakaż więc głupota cechowała oprawców z czasów II wojny światowej! Wynikałoby więc, że cały tragizm przyczyn wojny totalnej polega na masowym, zaraźliwym i w dodatku popartym wielką siłą militarną niezrozumieniu dobra. Z wielkiej głupoty zrodziło się wielkie zło, przeciw włóczni którego nie było dostatecznie potężnej tarczy. Ludzie żyjący w owych czasach wojny, w czasach nienawiści i pogardy, w odpowiedzi na pytanie Kazimierza Przerwy-Tetmajera: „Jaka jest przeciw włóczni złego twoja tarcza?”, identycznie jak człowiek końca XIX wieku, zwiesiliby niemo głowy.
Nasz dzisiejszy tok rozumowania prowadzi często do stwierdzenia, że w każdych warunkach złu należy się przeciwstawić, walczyć z nim, że trzeba zawsze być człowiekiem pisanym przez wielkie „c”. A jednak nie możemy, w żadnym wypadku nie wolno nam oceniać postępowania ludzi (szczególnie więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych i obozów pracy, aresztów śledczych i łagrów sowieckich), którzy w warunkach niegodnych najlichszego zwierzęcia zatracali cechy ludzkie i godzili się ze złem, by przetrwać.
Ludziom zdającym relacje z wojennej rzeczywistości, przedstawiającym obozowe życie, a raczej egzystencję wiszącą każdego dnia na włosku, możemy współczuć. Możemy też czuć do nich szacunek lub w niektórych przypadkach – odrazę, ale nikt nie dał nam prawa sądzenia ich. Z kolejnych stron opowiadań Tadeusza Borowskiego, Zofii Nałkowskiej, czy autobiograficznej powieści „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jasno wynika, że ludzie, którym zabrano wszystko, nie mieli, nie mogli mieć mocy, by walczyć ze złem. Nie zostawiono im żadnej tarczy, żadnego szańca. Czasem jedyną szansą na przetrzymanie faszystowskiego „potopu” było dla człowieka pogodzenie się ze złem, przyjęcie go i służenie mu, a więc płynięcie z prądem, a nie pod prąd wojny. Ale czyż może być skuteczną obroną przed złem czynienie zła samemu? – nie, ponieważ krąg zła zamyka się wtedy i zaciska coraz bardziej.
W normalnych warunkach zło należy bezwzględnie zwalczać, ale w „czasach pogardy” walka równała się często śmierci. Niewielu ludzi potrafi znaleźć w sobie tyle siły i determinacji, by poświęcić swe życie w imię sprzeciwienia się złu. Ludzie w obliczu śmierci zachowują się różnie – niebezpieczeństwo z jednych czyni bohaterów, z innych – najpodlejszych tchórzy. Zwycięzcy mają rację, ale jest kilka dróg prowadzących do zwycięstwa. Prawdziwie jednak zwycięży ten, o którym się będzie pamiętać.
Pod wpływem lektury dzieł literatury obozowej, łagrowej i więziennej tej miary, co utwory Borowskiego, Nałkowskiej, Herlinga-Grudzińskiego, czy też Moczarskiego, można na pytanie Tetmajera odpowiedzieć, że trzeba czekać. Nawet nie ufać i nie wierzyć, a tylko czekać. Jedni giną przeciwstawiając się złu i na swój sposób zwyciężają od razu, a inni cierpliwie czekają. Przemilczenie bólu i stłumienie uczuć czasem jest trudniejsze niż krótki, ostatni sprzeciw. Ci, którzy czekają, są potrzebni, by pamiętać i dać później świadectwo. Dopełniają oni zwycięstwo nad złem, zapoczątkowane przez tych, którzy zginęli.
Dzieciom czyta się baśnie, w których dobro zawsze zwycięża. Z baśni się jednak w końcu „wyrasta”, a świat okazuje się daleki od ideału. Wydawać by się mogło, że człowiek, w miarę rozwoju, staje się coraz lepszy i spokojniejszy. Rzeczywistość jednak zdecydowanie przeczy tej tezie. Niestety, słusznie zauważył Hegel, stwierdzając, że „Z historii narodów możemy się nauczyć, że narody niczego nie nauczyły się z historii”. Wojny toczone są od stuleci i jedyne co się w tym temacie zmienia, to zaawansowanie militarnej technologii. Ludzka wyobraźnia na żadnym polu nie jest tak kreatywna, jak w przypadku wymyślania sposobów wyrządzania krzywdy bliźnim. Trzeźwe spojrzenie na świat może wpędzić w depresję. Ale rzeczywistość bywa nie tylko zła i okrutna, zostało jeszcze trochę dobra i piękna na świecie. I zawsze gdzieś na świecie znajdą się ludzie, którzy właściwie pojmują dobro.
A tym łatwiej się w to wierzy, im więcej się przeczyta powieści Kornela Makuszyńskiego. Choć nie mają one wojennego rodowodu, i tak myślę, że nawet w najtrudniejszych czasach nikt i nic nie ochłodziłoby tego ciepła, tego łagodnego optymizmu i niewyczerpanej wiary w człowieka, jakich całe pokłady miał w sobie „ojciec” Koziołka Matołka.
Optymistyczniej niż prozaicy na pytanie: „Jaka jest przeciw włóczni złego twoja tarcza?” odpowiadają również z reguły poeci. Może dlatego, że – tak jak uważał Różewicz – „Poeta w czasie pisania/ to człowiek odwrócony/ tyłem do świata/ do nieporządku/ rzeczywistości”, łatwiej jest sługom Apollina wierzyć w zwycięstwo dobra, piękna, miłości? Poeci XX wieku na szańce do walki ze złem i nienawiścią wysyłają całe oddziały najwyższych wartości, które człowieka czynią człowiekiem przez wielkie „c”. Dla Szymborskiej, Staffa, Miłosza, Baczyńskiego i wielu innych poetów tarcza przeciwko złu składa się z kilku warstw nie do przebicia – z miłości, wiary, odwagi, wierności ideałom, przyjaźni, umiłowania piękna, współczucia, humanizmu i z marzeń.
Nawet gdy, jak stwierdziła Szymborska: „przepaść nas nie przecina, przepaść nas otacza”, można się, jeśli się ma wyobraźnię poety, od tej przepaści odgrodzić, oddzielić – i to też będzie skuteczna obrona przed złem. Bo gdy – jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska – zamienię się w mgłę i będę „daleko myślami i sercem/ uderz mnie – mgłę uderzysz; pochwal – mgłę pochwalisz”, ale złu się nie dam.
Rozważałam wcześniej sytuacje, w jakich ludzie podejmowali wybory pomiędzy dobrem a złem. Perspektywa taka często równała się dokonaniu wyboru pomiędzy śmiercią i życiem. Ci, którzy wybierają tę pierwszą drogę, paradoksalnie wszystko tracą i bardzo wiele zyskują. Wydaje się, że umarli już nie przemówią, a jednak przemówi pamięć o nich i ich walce ze złem (lecz do pamiętania potrzebni są żywi!).
Szczególnie długo pamięta się o bohaterach. Ci, nawet jeśli giną w walce ze złem, ostatecznie zwyciężają, dlatego mocną tarczą jest „Przesłanie pana Cogito” Zbigniewa Herberta: „bądź odważny/ w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy/ […]/ Bądź wierny Idź.”
Atutem Baczyńskiego natomiast jest miłość, bo tylko miłością można zwalczyć nienawiść – grot „włóczni złego”. Dlatego w wierszu „Wybór” poeta uczy: „Ale wiedz: kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot/ miłością pooddziela od miłowanych zło”.
Zło zwycięża wtedy, gdy uda mu się wniknąć do wnętrza człowieka i tam uczynić spustoszenie, przerobić go na swego niewolnika – zbrodniarza. Człowiek, który pod wpływem niepowodzeń zaczyna nienawidzić, ponosi klęskę. Ten, który ginie sprzeciwiając się złu i ten, któremu udaje się przetrwać, by potem mógł przekazać prawdę o ofiarach i katach, ostatecznie zwycięża.
Dlatego broni przeciw złu szukać należy nie w bombach atomowych, bo potęga militarna może pomóc tylko doraźnie, a we wnętrzu każdego człowieka. Bo „każdy człowiek to mała wojna” (F. Herbert), każdy człowiek musi najpierw zwalczyć zło w sobie, a nikt nie zrobi tego za pomocą karabinu maszynowego. W ostatecznym pojedynku ze złem może wygrać jedynie dobro, jedynie tarcza miłości, odwagi i poświęcenia może odeprzeć atak nienawiści. Ci, w których zło uderza dziś najsilniej, ludzie, którym fale terroryzmu lub bezsensowne wojny odebrały najbliższych, prawdopodobnie nie zgodzą się ze mną. Pewnie najchętniej za atak zapłacą kontratakiem. I też nie sposób tego osądzić, być może będą mieli rację. Jednak nie powinno się zapominać o tym, że wojny nie wymierzają sprawiedliwości równo i wedle winy.
[IJ]