„Gawęda o miłości ziemi ojczystej” Wisławy Szymborskiej

  • Przepiękny utwór o ojczyźnie, zaliczyć go należy do liryki patriotycznej, opisowo refleksyjnej, bezpośredniej.
  • Zawiera luźne rozważania na temat powiązań człowieka z ojczyzną.
  • Utwór o swobodnej kompozycji i częstych zwrotach narratora do czytelników i słuchaczy.
  • Szymborska przedstawia też własny stosunek do ojczyzny.
  • Wiersz opublikowany w tomie „Pytania zadawane sobie” (1954).
  • Już na początku czytelnik spotyka się z tezą „Bej tej miłości można żyć”, dalej sa argumenty, które ją uzasadniają:
  • „mieć serce suche jak orzeszek”,
  • „malutki los naparstkiem pić”,
  • „na własną miarę mieć nadzieję”,
  • „w mroku kryjówkę sobie uwić”.

Te argumenty mają postać metafor, które stanowią obraz życia człowieka, prowadzącego szarą egzystencję, biernego, niczym wokół.

W kolejnej części mamy porównanie ludzi niekochających ojczyznę do wypalonego okna, rozbitego szkła, powalonego przez wiatr drzewa, co stanowi kolejny obraz ludzi obojętnych, pustych, bez przeszłości i przyszłości.

W ostatniej części wiersza, przy pomocy  apostrofy „Ziemio ojczysta, ziemio jasna” ujawnia się podmiot liryczny, który prezentuje własną postawę wobec ojczyzny, podkreślając, że „nie będzie powalonym drzewem, zerwaną nicią, ptakiem wypłoszonym”, deklarując gorący patriotyzm.

Jest to wiersz sylabiczny, (8, 10 zgłoskowy), rymy krzyżowe (męskie, żeńskie), co determinuje rytm utworu.

Poetka zastosowała porównania (np. „Bez tej miłości można żyć, mieć serce puste jak orzeszek”), przenośnie (np. „o blasku próchna mówić „dnieje”).,

Bez tej miłości można żyć,
mieć serce puste jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pić
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własną miarę znać nadzieję,
w mroku kryjówkę sobie wić,
o blasku próchna mówić „dnieje”,
o blasku słońca nic nie mówić.

Jakiej miłości brakło im,
że są jak okno wypalone,
rozbite szkło, rozwiany dym,
jak drzewo z nagła powalone,
które za płytko wrosło w ziemię,
któremu wyrwał wiatr korzenie
i jeszcze żyje cząstkę czasu,
ale już traci swe zielenie
i już nie szumi w chórze lasu?

Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić.
Odrzucam pustobrzmiące słowa.
Można nie kochać cię – i żyć,
ale nie można owocować.

Ta dawność jej w głębokich warstwach…
Czasem pośrodku drogi stanę:
może nieznanych pieśni garstka
w skrzyni żelazem nabijanej,
a może dzban, a może łuk
jeszcze się w łonie ziemi grzeje,
może pradawny domu próg
ten, którym wkroczyliśmy w dzieje?

Stąd idę myślą w przyszłe wieki,
wyobrażenia nowe składam.
Kamień leżący na dnie rzeki
oglądam i kształt jego badam.
Z tego kamienia rzeźbiarz przyszły
wyrzeźbi głowę rówieśnika.
Ten kamień leży w nurcie Wisły,
a w nim potomna twarz ukryta.

By na tej twarzy spokój był
i dobroć, i rozumny uśmiech,
naród mój nie żałuje sił,
walczy i tworzy, i nie uśnie.
Pierścienie świetlnych lat nad nami,
ziemia ojczysta pod stopami.
Nie będę ptakiem wypłoszonym ani jak puste gniazdo po nim.