Opis matecznika [fr. „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza]

  • Opis matecznika stanowi część księgi czwartej „Dyplomatyka i łowy”
  • W tym fragmencie A. Mickiewicz przypomina myśliwskie, w części legendarne wieści o królestwie zwierząt.
  • Poeta wielokrotnie zaznacza, że o matecznikach qiadomo jedynie z opowieści.
  • Wg nich w puszczy litewskiej znajduje się stolica tego królestwa, zwana matecznikiem.
  • Dotąd do niej nie dodarł żaden człowiek, jedynie niekiedy psy myśliwskie zapędzają się tam za zwierzyną.
  • Wracały jednak przerażone i długo nie udawało się ich uspokoić.
  • Dostępu do matecznika bronią różne przeszkody (np. bory, knieje, wał pniów, male jeziorka, mgła).
  • To miejsce przypomina arkę Noego, a żyje w nim przynajmniej po jednym gatunku zwierząt.
  • Opisany świat zwierzęcy został upersonifikowany (uosobiony).
  • Hierarchia zwierząt przypomina hierarchię władzy ludzi.
  • W opisie zwierząt poeta wykorzystał różne środki artystyczne:
    • przenośnie – uosobienia (np. co krok czyhają małe jeziorka),
    • porównania (np. pnie siedzą wokoło wody jak czarownic kupa),
    • rymy mają układ parzysty,
    • fragment nie ma podziału na strofy, a tekst jest dzielony na części zależnie od ich treści,
    • tekst napisany jest wierszem sylabicznym trzynastozgłoskowym.

Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy

Aż do samego środka, do jądra gęstwiny?

Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza;

Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,

Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,

Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice;

Wieść tylko albo bajka wie, co się w nich dzieje.

Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,

Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłod, korzeni,

Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni

I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,

Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.

Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkim męstwem,

Dalej spotkać się z większym masz niebezpieczeństwem;

Dalej co krok czyhają, niby wilcze doły,

Małe jeziorka, trawą zarosłe na poły,

Tak głębokie, że ludzie dna ich nie dośledzą

(Wielkie jest podobieństwo, że diabły tam siedzą).

Woda tych studni sklni się, plamista rdzą krwawą,

A z wnętrza ciągle dymi, zionąc woń plugawą,

Od której drzewa wkoło tracą liść i korę;

Łyse, skarłowaciałe, robaczliwe, chore,

Pochyliwszy konary mchem kołtunowate

I pnie garbiąc brzydkimi grzybami brodate,

Siedzą wokoło wody, jak czarownic kupa

Grzejąca się nad kotłem, w którym warzą trupa.

Za tymi jeziorkami już nie tylko krokiem,

Ale daremnie nawet zapuszczać się okiem;

Bo tam już wszystko mglistym zakryte obłokiem,

Co się wiecznie ze trzęskich oparzelisk wznosi.

A za tą mgłą na koniec (jak wieść gminna głosi)

Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica,

Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.

W niej są złożone wszystkich drzew i ziół nasiona,

Z których się rozrastają na świat ich plemiona;

W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierząt rodu

Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu.

W samym środku (jak słychać) mają swoje dwory:

Dawny Tur, Żubr i Niedźwiedź, puszcz imperatory.

Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry

I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry;

Dalej zaś, jak podwładni szlachetni wasale,

Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale.

Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy,

Żyjący z pańskich stołów, dworscy zausznicy.

Te pary zwierząt główne i patryjarchalne,

Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne,

Dzieci swe ślą dla osad za granicę lasu,

A sami we stolicy używają wczasu;

Nie giną nigdy bronią sieczną ani palną,

Lecz starzy umierają śmiercią naturalną.

Mają też i swój smętarz, kędy, bliscy śmierci,

Ptaki składają pióra, czworonogi sierci.

Niedźwiedź, gdy zjadłszy zęby strawy nie przeżuwa,

Jeleń zgrzybiały, gdy już ledwie nogi suwa,

Zając sędziwy, gdy mu już krew w żyłach krzepnie,

Kruk, gdy już posiwieje, sokoł, gdy oślepnie,

Orzeł, gdy mu dziób stary tak się w kabłąk skrzywi,

Że zamknięty na wieki już gardła nie żywi –

Idą na smętarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony

Lub chory, bieży umrzeć w swe ojczyste strony.

Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości,

Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości.

Słychać, że tam w stolicy, między zwierzętami

Dobre są obyczaje, bo rządzą się sami;

Jeszcze cywilizacją ludzką nie popsuci,

Nie znają praw własności, która świat nasz kłóci,

Nie znają pojedynków ni wojennej sztuki.

Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki,

Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie,

Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie.

Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny,

Toby środkiem bestyi przechodził spokojny;

One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia,

Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia

Ojce ich pierwsze, co się w ogrójcu gnieździły,

Patrzyły na Adama, nim się z nim skłóciły.

Szczęściem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,

Bo Trud i Trwoga, i Śmierć bronią mu przystępu.

Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,

Wpadłszy niebacznie między bagna, mchy i jary,

Wnętrznej ich okropności rażone widokiem,

Uciekają skowycząc, z obłąkanym wzrokiem;

I długo potem, ręką pana już głaskane,

Drżą jeszcze u nóg jego strachem opętane.

Te puszcz stołeczne, ludziom nieznane tajniki,

W języku swoim strzelcy zowią: m a t e c z n i k i.