„Zaczarowana dorożka” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego

Tematem ballady jest nocny spacer poetów (K. I. Gałczyńskiego, A. M. Swinarskiego, J. R. Bujańskiego) po Krakowie, pełen niesamowitej, niezwykłej po prostu magicznej atmosfery. Tekst poprzedza dedykacja dla Natalii, żony poety, którą poeta nazwał „latarnią zaczarowanej dorożki”.

Wiersz należy do liryki opisowo-refleksyjnej.

Narratorem jest sam Gałczyński, a akcja rozpoczyna się tajemniczym telegramem, w którym znalazła się informacja o zaczarowanym dorożkarzu, dorożce i koniu. Depesza dociera o drugiej w nocy i dlatego bohater odczuł pewne obawy, ale spojrzał przez okno i zobaczył srebrzyste, magiczne, bo trochę nierealne dachy Krakowa. Wszystko było takie urokliwe i niesamowite, że nie wiedział nawet czy zamówił dorożkę, czy też nie. Podejrzewał, że i dorożkarz jest zaczarowany.

W chwilę później znalazł się na ulicy i zobaczył dwóch swoich przyjaciół, z którymi ruszył na nocny spacer. Trasa byłą też ciekawa, najpierw ulicą Wenecja do Sukiennic, potem krótki przystanek przy kamienicy „Pod Murzynami”, a kiedy wzrok ich padł ponownie na Sukiennice ujrzeli zaczarowaną dorożkę, dorożkarza i oczywiście zaczarowanego konia. W powozie zobaczyli zjawy dziewczyny i marynarza, owa dziewczyna zmarła  z tęsknoty za ukochanym, który ją zdradził. Na ranem czarodziejskie obrazy zniknęły.

W wierszu poeta połączył obrazy realistyczne (przyjaciele, Kraków, jego ulice i budynki) z baśniowymi, fantastycznymi elementami (zaczarowany pojazd, koń i dorożkarz, dziewczyna i jej ukochany), a nawet magicznymi (czarnoksiężnik Ben Ali i motyw czarowania). Wszystko przypomina marzenie senne, a przedstawione elementy z”zderzają” sie niejako ze sobą, z błahym językiem, ze słownictwem potocznym, co razem tworzy groteskę. Gałczyński zaproponował czytelnikom żart literacki, poetycką zabawę.

Ballada składa się z sześciu kompozycyjnych części, które łączy wspólny motyw podróży, wędrówki. Zaczarowany obraz Krakowa powstał dzięki dzięki środkom artystycznym, m. in.:

  • przenośniom, „I urosły mi włosy o samego świecznika”,
  • epitetom, „zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń”,
  • porównaniom, „ksiądz, co podobny jest do księżyca”,
  • rymom mieszanym, parzystym, krzyżowym i okalającym.

Zapytajcie Artura,
daję słowo: nie kłamię,
ale było jak ulał
sześć słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

Cóż, według Ben Alego,
czarnomistrza Krakowa,
„to nie jest nic takiego
dorożkę zaczarować,

dosyć fiakrowi w oczy
błysnąć specjalną broszką
i jużeś zauroczył
dorożkarza z dorożką,

ale koń — nie.” Więc dzwonię:
— Serwus, to pan Ben Ali?
Czy to możliwe z koniem?
— Nie, pana nabujali.

Zadrżałem. Druga w nocy.
Pocztylion stał jak pika.
I urosły mi włosy
do samego świecznika:
ZACZAROWANA DOROŻKA?
ZACZAROWANY DOROŻKARZ?
ZACZAROWANY KOŃ?

Niedobrze. Serce. Głowa.
W dodatku przez firankę:

srebrne dachy Krakowa
jak „secundum Joannem”,
niżej gwiazdy i liście
takie duże i małe.

A może rzeczywiście
zgodziłem, zapomniałem?

Może chciałem za miasto?
Człowiek pragnie podróży.
Dryndziarz czekał i zasnął,
sen mu wąsy wydłużył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali?
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.