Życie, podobnie jak proces, można wygrać lub przegrać. Rozwiń myśl, odwołując się do postaw wybranych bohaterów literackich

Z historii wiemy, że już w czasach starożytnych przywiązywano wielką wagę do prawodawstwa. Temida, córka Uranosa i Gai była boginią sprawiedliwości i praw. Przedstawiano ją z rogiem obfitości, wagą i z mieczem w dłoni. Niekiedy miała na oczach założoną opaskę, co sugerowało, że jest niewidoma i stąd powstał zwrot „ślepe prawo”.
Antyk przekazuje potomnym pewną wiedzę dotyczącą koncepcji jednostki ludzkiej. Dowiadujemy się, że wyrocznia była czymś nadrzędnym w dziejach społeczności. Przepowiednie zawsze się spełniały, niezależnie od tego, jakie kroki podjęto wobec jej słów. I tu tkwi sedno tragizmu postaci, dla których przeznaczony jest określony los i w rzeczywistości bardzo niewiele zależy od nich samych.
Przykładem niemożności decydowania o swoim życiu są dzieje Edypa, bohatera tragedii Sofoklesa.
Inaczej kwestię tę przedstawia William Shakespeare, wybitny angielski dramaturg, który żył na przełomie XVI i XVII wieku. Jego bohaterowie to głównie ludzie nieprzeciętni, uwikłani w konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Akcja poszczególnych utworów wywodzi się czynów postaci, a ich źródłem jest charakter bohaterów. W ten oto sposób na akcję ma wpływ już nie fatum, ale świadome działanie człowieka. Taką nowoczesną interpretację losu jednostki można określić znanym przysłowiem, a mianowicie: „Człowiek jest kowalem swego losu”.
Idąc powyższym tokiem rozumowania postaram się prześledzić dzieje Zenona Ziembiewicza – bohatera „Granicy” Zofii Nałkowskiej, doktora Tomasza Judyma z „Ludzi bezdomnych” Żeromskiego oraz Karola Borowieckiego, przemysłowca z „Ziemi obiecanej” Reymonta.
Zofia Nałkowska już w pierwszym zdaniu powieści tak mówi o głównym bohaterze: „Krótka i piękna kariera Zenona Ziembiewicza, zakończona tak groteskowo i tragicznie, dała się teraz od strony tego niedorzecznego finału rozważać całkiem na nowo”. Już po tym jednym zdaniu autorki możemy stwierdzić, że Ziembiewicz swoje życie przegrał. Należy teraz rozważyć okoliczności, które dadzą odpowiedź, dlaczego tak się musiało stać.
Kim był Zenon? Inteligentem, który zrobił karierę dzięki swej pracy, głównie jednak dzięki cudzemu poparciu, wstawiennictwu i stosowaniu w swoim życiu ciągłych kompromisów także moralnych.
Pozwalał wielokrotnie na ingerencję w swoje artykuły, przekroczył granicę moralną podejmując romans z Justyną i nie zrywając go mimo zaangażowania się w związek z Elżbietą. Dobrowolnie, postępował wbrew zasadom moralnym i w konsekwencji skrzywdził dwie osoby: żonę i Justynę.
Będąc prezydentem miasta nie zajął zdecydowanego stanowiska wobec policji, która otworzyła ogień do protestujących robotników.
Ziembiewicz obserwując sam siebie zauważył nie bez satysfakcji, że rozwinął umiejętność łatwego i płynnego „przechodzenia w górę i w dół”, umiejętność stawania się w każdej chwili kimś innym. Nie widział w tym hipokryzji, odczuwał jednak, że jego granica odporności moralnej przesuwa się coraz niżej.
Niestety, zbyt późno dochodzi do przekonania, że „jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce, w którym się jest”.
Skrzywdzona Justyna Bogutówna, którą dręczyły koszmary, po zabiegu usunięcia ciąży, zemściła się na Zenonie – oblała jego twarz żrącym płynem. Ziembiewicz w niecały tydzień po powrocie ze szpitala do domu, zastrzelił się.
Powieść „Ludzie bezdomni” otwiera nowy okres w twórczości Stefana Żeromskiego. Spotkała się z ogromnym zainteresowaniem, wywołała żywe dyskusje, głównie dotyczące osoby doktora Tomasza Judyma, głównego bohatera utworu.
Większość dzieł Żeromskiego została opatrzona symbolicznymi tytułami. Cóż zatem oznacza tytuł „Ludzie bezdomni”? Kto w tej powieści skazany jest na tułaczkę? Odpowiedź jest dość prosta, bo już w pierwszym rozdziale utworu poznajemy Judyma, jego pochodzenie wrażliwość społeczną oraz uczuciowy związek ze światem ludzi krzywdzonych i cierpiących
O tym, jak Judym chce walczyć z nędzą, świadczy odczyt przeznaczony dla warszawskich lekarzy, konflikt w Cisach, wreszcie ostateczna decyzja wyrzeczenia się szczęścia osobistego. Jest w Tomaszu Judymie szlachetna pasja walki z niesprawiedliwością, wobec której nie powinno przechodzić się obojętnie. Jest przekonany, iż wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zło dziejące się wokół nas. Ale czy samotna walka zdoła zapewnić zwycięstwo? W ostatniej rozmowie z Joasią mówi tak: „Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością. Muszę być sam, żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie zatrzymał.”
Bezdomny jest nie tylko Judym, bezdomna pozostaje Joasia teskniąca do ogniska rodzinnego. Szukający odosobnienia, rezygnujący ze szczęścia osobistego Tomasz unieszczęśliwia siebie i kochającą go dziewczynę. Swoją postawą przypomina bohatera romantycznego, który prowadził samotną i skazaną na przegraną walkę. Nic więc dziwnego, że jego decyzja samotnego działania wywołuje wątpliwości. Doświadczenie historii uczy, że o zwycięstwie sprawy decyduje zbiorowy wysiłek. Judym walczy o szczęście krzywdzonych, ale bez ich udziału. Wszędzie tam, gdzie był, gdzie chciał pomagać ludziom, jego zabiegi kończyły się niepowodzeniem. Czy możemy zatem mówić o bohaterze „Ludzi bezdomnych”, że wygrał proces o życie? Raczej nie na miejscu byłoby tu porównanie klęski Judyma do tego, iż romantyzm nie przyniósł nam upragnionej niepodległości. Niemniej jednak wydaje mi się, że główny bohater „Ludzi bezdomnych” swoje życie przegrał.
Przyjrzyjmy się teraz postaci Karola Borowieckiego z powieści Reymonta „Ziemia obiecana”. Akcja utworu rozgrywa się w dziewiętnastowiecznej Łodzi. Są to czasy tzw. rewolucji przemysłowej. Ludność miasta składa się z wąskiej grupy bogatych prezesów i właścicieli fabryk oraz z tysięcy robotników i bezrobotnych, okupujących niemalże każdy skrawek ziemi i egzystujących w skrajnej nędzy. Co w tym obrazku najgorsze, to kompletne zepsucie moralne tzw. „wyższych sfer”. Łódź jest po prostu miastem krętaczy i cwaniaków. Podziwiani są ci, którym udało się spalić swoją przynoszącą straty i zadłużoną fabrykę – i dostać wysokie odszkodowanie od towarzystwa ubezpieczeniowego. Ludzie uczciwi, z zasadami, muszą zmienić się albo odejść (ojciec Maksa).
W tym to świecie główny bohater powieści, inżynier w jednej z większych fabryk, postanawia wraz z dwoma znajomymi uniezależnić się i wybudować nową, własną. W miarę upływu czasu powoli załamują się jego normy moralne. Najpierw Karol zaczyna romansować z mężatką Lucy Zukerową. Później pojawiają się kłopoty finansowe (akurat w tym momencie nieważne, z jakich przyczyn). Borowiecki zostawia „na lodzie” Ankę, dziewczynę, z którą był zaręczony i która rzuciła wszystko, aby tylko przyjechać do niego, do miasta. Później pali mu się fabryka. Karol ostatecznie żeni się z córką jednego z najbogatszych przemysłowców. Można powiedzieć, że osiąga swój główny cel – zdobywa upragniony majątek. Czy jest on jednak szczęśliwy? Oczywiście, że nie. Zresztą sam to mówi w którymś momencie powieści. Karol zostaje bogatym ale samotnym, zagubionym człowiekiem. Przegrywa swoje życie. Można by doszukać się w tym przesłaniu podobieństwa do wspomnianej już „Granicy”. Pisałem o tym, że człowiek staje się takim, w środowisku jakich ludzi przebywa. Moim zdaniem, powyższa teza znakomicie sprawdza się w przypadku Karola Borowieckiego…
W tym momencie nasuwa mi się pewne ciekawe spostrzeżenie. Szukałem mianowicie w naszej literaturze przykładów pokazujących „czarno na białym” człowieka, który wygrał ów proces o życie i – nie znalazłem dobrego przykładu! Jest chyba ziarnko prawdy w stwierdzeniu, że nasza literatura traktuje głównie o wielkich problemach, nieszczęśliwych ludziach i ich tragediach. Oczywiście, można znaleźć pojedyncze przypadki zaprzeczające mojej „spiskowej” teorii, ale, jak mówi kolejne znane przysłowie: „nieliczne wyjątki potwierdzają regułę”.
W każdym razie wydaje mi się, że aby wygrać tytułowy proces o swoje własne życie, należy mieć pewne ustalone normy moralne i jakiś konkretny cel w życiu. Powinniśmy wiedzieć, czego chcemy – i konsekwentnie do tego dążyć. Ciągłe zmienianie swoich decyzji, lawirowanie między jedną, a drugą stroną zazwyczaj do niczego dobrego nie prowadzi…


[TL]