W kalejdoskopie rodziny

– Chcę już wyjść do ciebie, mamo! – krzyczało w myślach dziecko, które dawało znać, że już czas na poród.

Słyszało płacz cierpienia oraz czuło zmęczenie swojej matki. Słyszało, jak gdzieś tam jej serce bije coraz szybciej. Czeka, lecz nadal nic się nie dzieje. Jednak w końcu!… Widzi jakieś światełko drobne. Idzie w tamtym kierunku. Już wydostaje się. Za nim połowa drogi. Oślepiające światło z jakiejś dziwnej rzeczy razi, ale to nie przeszkadza mu w pokonaniu drogi do jego ukochanej mamy. Nareszcie… Ufff…..

Kiedy już widzi swoją mamę, nagle zostaje przez kogoś zabrany. Jakieś dziwne osoby się nim teraz zajmują. Zaczyna płakać. Jednak na twarzy mamusi widzi uśmiech i łzy, lecz nie ze smutku, tylko ze szczęścia. Robią z nim dziwne rzeczy. Co oni mogą od niego chcieć? Przecież jedyne, czego mu trzeba, to teraz być z mamą! Kiedy już sił brakło na opłakiwanie rozstania z matką i smutek ogarnął noworodka, ponownie go ktoś wziął. Nie może uwierzyć własnym małym oczkom i zaczyna śmiać się z radości. To mama. Ma już go w swoich ciepłych ramionach, ale koło niej jeszcze ktoś stoi. Jest inny niż mama. Zupełnie inaczej wygląda. Zaraz potem ów człowiek całuje go czule w czoło i po jego policzku spadają łzy radości. Małe dziecko od razu pokochało tego człowieka tak samo jak mamusię. Słyszy, że to jego tata. Jednak co to tata, a raczej kto?… Wszędzie panuje radość. Na ulicy i w parku. Światu została ogłoszona nowina narodzenia nowego człowieka, który w przyszłości być może stanie na czele państwa swych rodaków…

 

***

– Rybka Jenny postanowiła, że odwiedzi dziś swojego ulubionego przyjaciela Żółwika Tomiego – powiedział jakiś miły głos podobny do głosu mamy. Rybka, rybka, rybka, rybka, rybka… Bardzo spodobało się dziecko to słowo. Polubiło je. Tylko co lub kto to rybka?…

Maluch nie mógł zrozumieć wszystkich słów i o co chodzi temu miłemu głosowi. Dużo było obrazków na tym wielkim ekranie. Który to rybka? Dziecko nie wie. Zaczyna popadać w smutek. Pierwsze łzy spływają. Chce bardzo wiedzieć, co to rybka. W końcu dochodzi do głośnego płaczu. Sygnalizuje mamusi i tatusia, że chce pomocy. Przybiegają jak najszybciej. Mama bierze malucha w ramiona, uspokaja. Chłopczyk przestaje płakać. Już jest dobrze. Przyszli, smutek minął. I nagle widzi. Jakieś małe i przyjazne stworzonko jest samo na całym ekranie, a miły głos powiedziało: „Rybka”. Chwila! Lybka… Lllyyybkaaa. Coś czuje. Jakieś dziwne drgania wewnątrz niego…  Jakiś cichy głosik… Nastaje wielka cisza. Teraz liczy się tylko ten głosik. Co on mówi? Pełne zainteresowanie ogarnęło duszę tego małego człowieka. Zaraz! To on! On wydaje ten głosik. Lybka. Tak to lybka! Dziecko może mówić jak ten miły głosik. Ale czemu nikt go nie słyszy? Maluch zaczyna znowu być smutny. Próbuje i nic. Ale czemu? Może… Gdy mama coś mówi, otwiera buzię. A on tego teraz nie robił. To musi być klucz do sukcesu. Mamusia i tatuś zaniepokojeni smutkiem na buzi dziecka, uspakajają się, gdy widzą, że już lepiej. Nagle udaje się. Zrobił to! Powiedział: „Lybka!”. Rodzice znieruchomieli. Malec się śmieje z radości zupełnie tak samo jak wtedy, gdy zobaczył swoją mamę po wydostaniu się na świat. Rodzice też się zaczynają śmiać. Całują go po główce, policzku, rączkach i po czym tylko się da. Tatuś gdzieś nagle pobiegł. Ale już wrócił. Jednak miał jakąś dziwną rzecz jeszcze ze sobą. Mówił, żeby coś zrobić. I patrzył na swojego malca oraz trzymał przyniesiony przedmiot także w jego kierunku. Ale dziecko nie mogło go zrozumieć. Mówiło tylko na okrągło: lybka, lybka, lybka!

***

– Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! – śpiewali wszyscy małemu Piotrusiowi na jego urodzinach. Obchodzono dziś dwa latka malca. Całe to zamieszanie bardzo się podobało chłopcu. Dyrygował wszystkim, siedząc i klaszcząc na swoim foteliku. Uśmiech zawsze towarzyszył mu na twarzy. Babunia wzięła go na ręce i pokazała wielkie „amciu-amciu”, które niosła mama. Na tym wielkim „amciu-amciu” coś jeszcze było i dawało małe światełko. Malcowi bardzo się podobało to świecidełko. Dotknął paluszkiem źródło światełka. Nastał płacz. Wielki płacz. Złe światełko! Niedobre światełko! Czemu mu to zrobiło!? Wszyscy dookoła zaniepokojeni i przestraszeni. Babunia szybko pobiegła z nim do łazienki i wsadziła paluszek pod wodę. Ulga. Już mniej boli. A chciał tylko zobaczyć co to… Zaraz przyszła mamusia z czymś białym i zaczęła smarować paluszek. Maluszek się ucieszył. Dziękował za pomoc mamuni i babuni, śmiejąc się. Wrócili do pokoiku. Ale znowu było tam to niedobre światełko. Patrzy ze strachem na mamusię, tatusia i wszystkich innych. Jednak widzi w nich wszystkich radość, gdyby to było „buuu”, to na pewno byliby smutni. Wszyscy pokazują, jak zdmuchnąć światełko. Piotruś zdecydował się to zrobić. I już nic nie świeci. Rozprawił się z tym niedobrym światełkiem raz na zawsze. Ponownie zaczął się śmiać i klaskać, a inni wraz z nim klaskali i śpiewali, ciesząc się tym dniem, który odbywa się tylko raz w roku. Chłopczyk dostaje mnóstwo ciekawych rzeczy. Brum-brumy, lybki i ładne obrazki. Bardzo jest z nich zadowolony. Przytula się do nóżki mamy czule. Mama uśmiecha się do niego. Każdy się cieszy. Maluszek dostrzega pewną rzecz. Pomiędzy wszystkimi: i babunią, i mamusią, i tatusiem, i dziadziusiem, i nim samym istnieje więź. Wszyscy stanowią jedność. Wiąże ich wielka miłość… Miłość zwana miłością rodzinną…

***

– Jasne, pani Mądralińska, ty zawsze masz rację! – krzyknął Piotrek do matki podczas kolejnej kłótni o stopnie szkolne.

– Nie krzycz na mnie. Gdybym ja się tak odezwała do swojej matki, to bym miała po sekundzie siny tyłek, wiesz?! – zawołała mama.

– To sama przestań krzyczeć! – odkrzyknął nastolatek i trzasnął drzwiami od swojego pokoju.

– Zawsze to samo, umie tylko drzeć tą swoją gębę i nic innego zrobić! – krzyknął. – Sami nie umieją wszystkiego dobrze zrobić, ale od innych oczekują miliona rzeczy! Nienawidzę ich! – ciągle mówił sobie w myślach. Niech zapomną o jakichkolwiek przeprosinach. Zawsze ja muszę przepraszać, niech oni w końcu sami się przyznają do winy, a nie ciągle ja. Skończyło się. Mam już tego wszystkiego dosyć. Za kilka dni sprawdzian z biologii i nie mogę się teraz przez nich pouczyć. Wyprowadzili mnie z równowagi. Potem znowu będzie darcie, a kogo wina, że się nie nauczyłem? Moja może? Zamiast pomóc, to tylko pogorszą sprawę. Wejdę na facebooka, tam przynajmniej są jacyś normalni ludzie, z którymi da się pogadać…

***

– Pan młody może ucałować pannę młodą. – Odrzekł ksiądz udzielający sakramentu małżeństwa Piotrowi oraz Martynie. Podczas pocałunku w kościele rozległy się okrzyki radości oraz głośne bicie braw. Na wszystkich twarzach gościły niezwykle piękne, a przede wszystkim szczere uśmiechy. Nadszedł czas na składanie życzeń. Złożył je wujek, przyjaciel, babcia, drugi wujek, aż w końcu nadszedł czas na nich. Czas na rodziców. Szli oni teraz dumni ze swojego dziecka i przytulili się do niego najmocniej jak tylko mogli. Łzy w oczach całej trójki pojawiły się, a następnie spłynęły powoli po policzkach. Rozpoczęły się życzenia. Radość. Zrozumienie. Miłość. Szczęście. Dzieci. Zaufanie. Tego najbardziej mama wraz z tatą mu życzyli. Piotr był wtedy niezwykle szczęśliwy, widząc, że jego rodzice są z niego dumni. Czuł, jakby przeniósł się do swojego dzieciństwa. Jednak nadszedł czas na samodzielność. Trzeba niestety pozostawić rodziców i zacząć swoje dorosłe życie. Nie będzie łatwo, ale na pewno uda mu się z Martynką ułożyć je tak, jak tego pragnął. Już nic nie brakuje do szczęścia, bo czego więcej? Piotrek ma dom, rodzinę, pracę, może jedyne, czego im brak, to dzieci… Ale i na to przyjdzie czas, a jego rodzice staną się nareszcie babcią i dziadkiem…

***

„Zmarły człowiecze! z tobą się żegnamy!

Przyjmij dar smutny, który ci składamy,

Trochę na grób twój porzuconej gliny,

Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny…”

Te słowa rozchodziły się po całym cmentarzu i wracały jak bumerang. Dlaczego to właśnie musiała być ona?! Czy tylko ona była tą jedyną przechodzącą przez ulicę?! Czy akurat wtedy musiał kierowca zasłabnąć i stracić kontrolę nad pojazdem?! Nie! To nie tak musiało się skończyć! Nawet wnuków swoich się jeszcze nie doczekała, a już odeszła! Boże powiedz mi czemu?! Dlaczego?! Czy nie modliłem się do Ciebie o wszelkie dobro i łaskę dla mojej rodziny?! No powiedz! Czyż nie tak właśnie było?! Co mi teraz pozostało?! Zabrałeś część mnie z tego świata na zawsze  i nigdy nie będę już taki jak kiedyś… Więź odcięta… Już  nie czuję, bo jej nie ma… Odeszła na zawsze… A przecież miało być tak pięknie niczym w bajce! Więc czemu tak się stało?! Powiesz mi to kiedyś?! A jeśli zabierzesz do siebie mojego tatę i moją Martusię to co?! Co wtedy zrobię?! Ty już wiesz co… Wezmę broń i zastrzelę się, jeśli nie zrobię tego zaraz!… Płacz… Toń płaczu… Lecz teraz nic nie da się zrobić… Całe życie Piotrka mija mu przed oczyma. Wtedy kiedy się urodził, powiedział pierwsze słowo, jego urodziny, studia, małżeństwo aż do tego momentu. Tu film się kończy, reżyserowi brakło jednego aktora do kontynuacji filmu… Ale takie jest życie, tak to jest w rodzinie. Ktoś się rodzi, ktoś umiera. Jedno pokolenie po drugim…

Rodzina toczy się dalej.

Bartosz W.