„Prawdziwa historia” – recenzja

Czas na świeżutką recenzję, najnowszego dzieła Romana Polańskiego. I w tym momencie zakończę już z tymi zachwytami. Zawsze poważnie rozważam czy pójść na film tego Pana, bo nie chcę wspierać go, w związku z moją antypatią, wynikająca z kontrowersji dotyczących jego życia prywatnego.  Tu muszę zauważyć, że moja niechęć do niego wzrasta z każdym rokiem, gdy nie zostaje ukarany za swoje postępowanie, a jako matka nie mogę dawać przyzwolenia na takie rzeczy.

Ale wracając do tematu, film „Prawdziwa historia” to opowieść o pisarce, która przeżywa kryzys twórczy. Spotyka na swojej drodze tajemniczą kobietę „Elle”. Pomiędzy kobietami rodzi się relacja, która z czasem staje się toksyczna.

Film jest typowo w stylu Polańskiego, mocno zarysowane postacie kobiet, choć trzeba przyznać że mężczyzn w tym filmie to ciężko uświadczyć. Dodatkowo miał to być jeden z ulubionych gatunków reżysera czyli thriller, jednak wiele brakowało do tej tajemniczości. Scenariusz jest banalny i przewidywalny. I wydaje mi się, że nawet bardzo oporny widz już po kilku minutach wie jak to się skończy.

Film zalatuje nudą juz od pierwszej minuty i nudzi aż do ostatniej. Nawet garść czekoladek, które nabyłam przed seansem nie poprawiły jego odbioru, a jak każdy wie czekolada zawsze pomaga w pozytywnym spojrzeniu na świat. Gdy już w pewnym momencie myślałam, że zostanę oszczędzona i zakończą się moje męki, to niestety torba z zakupami zepchnęła główną bohaterkę ze schodów i pozostało mi się męczyć jeszcze przez 40 minut. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i dzisiejszy seans filmowy „sponsorowała literka Ł”, jak Łomża, która obdarowała widzów piwem. Pewnie wiedząc, że bez wsparcia jakiegoś nie da się przez to przebrnąć.

Podsumowując ten film jest jak „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa, czyli to dzieło mogą tylko docenić artyści,  a zwłaszcza ci niespełnieni zawodowo.

W mojej ocenie jest najsłabszy film Romana Polańskiego.

Ocena: 4/10 (ale tak wysoka ocena jest dlatego, że ja lubię kino europejskie)