„Horyzont” Jakub Małecki

„Horyzont” Jakub Małecki
O czym jest „Horyzont” tak do końca trudno powiedzieć, jak to u Małeckiego 🙂

Głównymi bohaterami nowej książki Jakuba Małeckiego są Maniek (Mariusz) Małecki i Zuza Krawczyk. On jest weteranem wojny w Afganistanie, ona pracuje przy grach komputerowych. Spotykają się przy wspólnej pralce na korytarzu bloku, w którym mieszkają i od tamtej chwili spędzają ze sobą sporo czasu, głównie na rozmowach, oglądaniu filmów i piciu.

Jest dla mnie „Horyzont” o rozmowach, jak bardzo ich potrzebujemy i jak wiele popchnąć do przodu. A przy tym jak trudno czasem jest porozmawiać o tym co ważne i czasem zamiast myśleć i rozmawiać łatwiej zagrać na komputerze, posłuchać razem bułgarskiego rapu, czy wypić kolejnego szota. Przemilczane rzeczy urastają zaś do nieprzekraczalnego rozmiaru.
„Boisz się alarmów samochodowych. Boisz się tego, że boisz się alarmów samochodowych. Ciągle się rozglądasz, czegoś wypatrując. Nie dajesz rady w supermarketach. W zatłoczonym autobusie. W kolejkach.”
Czasem to wystarczy. Czasem nie trzeba mówić, czasem wystarczy jedno słowo, czy spojrzenie i reszta słów jest zbędna, bo wszystko wiadomo.

Trochę jest też „Horyzont” o tym, jak bardzo nasze problemy są nieporównywalne. I nawet świadomość, że obiektywnie twój problem jest mniejszy w porównaniu z czyimś nie powoduje, że traci on na ważności, czy się rozwiązuje – co najwyżej stawia go w innej perspektywie.

Maniek ma problem z gatunku tych dużego kalibru. Po powrocie z wojny w Afganistanie nie umie żyć w polskiej rzeczywistości. Nic już nie jest takie same przefiltrowane przez wojenną rzeczywistość. Prawie nie sypia, stroni od rodziny, nie potrafi porozmawiać z ludźmi.
„Nikt cię nie rozumie. Nie rozumieją ci, którzy wcześniej rozumieli. Ojciec. Siostra. Najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Uświadamiasz sobie, że jesteś innym gatunkiem człowieka niż wszyscy wokół ciebie. Twoim językiem posługują się tylko ci, z którymi byłeś tam.”
Chodzi na kładkę nad Wołoską w Mordorze oglądać wschody słońca i ta kładka jest trochę taką metafizyczną kładką między wspomnieniami a rzeczywistością, między tu i teraz, a tam i wtedy.
Książka, którą w końcu, po wielomiesięcznej niemocy zaczyna napadowo pisać, w pewnym sensie pozwala mu pójść dalej. Bohatera nazywa swoim nazwiskiem, ale daje mu inne imię. Na pytanie Zuzy dlaczego to samo na nazwisko odpowiada: „A jakie nazwisko miałem dać komuś, kto jest prawie w stu procentach mną?”, a na pytanie dlaczego inne imię odpowiada „No bo nie jest mną w stu procentach”. O kimś innym pisze się łatwiej niż o sobie – łatwiej się za ta postacią ukryć czy zdystansować.

Problem Zuzy jest zgoła inny, można by rzec mniejszy, bardziej błahy w porównaniu z problemem Mańka. Jej historia jest po prostu bardziej kameralna. Rozwikłanie rodzinnej tajemnicy, o której przypadkiem się dowiaduje wcale nie przynosi jej ani szczęścia ani ulgi. Zaczyna natomiast wątpić w to kim jest.

Dla mnie „Horyzont”, tak samo jak wszystkie poprzednie książki Małeckiego jest też trochę o samotności z wyboru, trochę o wyborach z samotności. Każdy tam jest samotny i Maniek i Zuza, i babcia Zuzy i jej ojciec i Miętowy.

To, za co lubię książki Małeckiego to nieprzegadanie, taka oszczędność w słowach i brak wyłuszczania wszystkiego do ostatniej litery, takie zdania zawieszone w powietrzu. Bardzo mi to pasuje, że Małecki szanuje swoich czytelników i nie traktuje ich jak półinteligentów. Lubię też niespieszne tempo, które daje przestrzeń na własne przemyślenia i refleksje. Lubię też codzienny, współczesny, ale bynajmniej nie niechlujny język jego powieści, krótkie zdania, które nadają tempa. I szacunek do samego siebie w wyborze tematów, które, chcę wierzyć, świadczą raczej o własnych preferencjach niż o badaniu rynku czytelniczego

Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy, bo zacne bardzo. I ma wyborne ilustracje autorstwa Rocha Urbaniaka

AB

Recenzja pochodzi od zaprzyjaźnionych fanek czytania  z Read&Breath