„Złe psy” (BENT) – recenzja

Nie samym ambitnym kinem człowiek żyje, a przy mojej „sporej” tolerancji nawet dla słabego dzieła chodzę na prawie wszystko, co się pojawia na dużym ekranie. Dzisiejszy wybór padł na film Roberta Moresco – Złe psy (Bent), który poczynił błąd pisząc i reżyserując to dzieło. Wiedząc jednak, że miał już tę przyjemność zdobyć Oskara w swoim życiu za scenariusz moje oczekiwania były trochę wyższe.

„Dowództwo” kina wiedziało, że film nie jest najwyższych lotów, więc projekcja odbyła się w najmniejszej z 13 sal kina i zgromadziła razem ze mną zawrotna ilość czterech (4) widzów w dniu premiery, ale jeden wyszedł w połowie, dlatego uznajmy, że  było Nas 3,5 osoby na seansie.

Film przedstawia historię policjanta, który stara się odzyskać swoje dobre imię po oskarżeniu o korupcję i morderstwo innego policjanta. Jednak akcja nie jest zbyt wartka i nie ma obawy, że gdy zamknę oczy na chwilę to przegapię jakiś kluczowy moment. Miałam za to nadzieję, że chociaż popatrzę na przystojnych aktorów. Zwłaszcza, że Karl Urban (główny bohater) miał na swoim koncie filmy, w których moim zdaniem prezentował się dobrze (jak na przykład „Loft”),  tu nie można było liczyć na tę małą przyjemność. Płeć piękna w tej produkcji jest naprawdę piękna, dlatego może ona pozwoli zaspokoić jakieś oczekiwania w małym stopniu. Ale jak już udało nam się ustalić główny bohater przystojniakiem największym nie jest, jednak kobiety same wskakują mu do łóżka, jak to zwykle się zdarza w filmach pisanych przez mężczyzn.

Dodatkowo tłumaczenie odebrało mi ostatnią radość z tego filmu. Gdy w jednej ze scenie postać trzykrotnie powtórzyła 6 kwietnia, tłumacz usilnie starał nam się wmówić, że chodzi o 6 lipca. I gdy może by mnie to tak bardzo nie raziło w oczy, to gwóźdź do trumny wbił bohater wieszając na ścianę kalendarz ze stroną otwartą na miesiąc kwiecień i zaznaczając czerwonym markerem dzień oznaczony cyfrą 6.

 

Fabuła przewidywalna, gra aktorska średnia, tłumaczenie beznadziejne.

Ocena: 3/10

 

Autor: Magda