„Spadanie…”, Tadeusz Różewicz [analiza wiersza]

Analiza wiersza:

Tadeusz Różewicz, Spadanie…

Na twórczość wielu pisarzy wpływają często ich przeżycia, które kształtują osobowość czy też światopogląd człowieka. Tadeusz Różewicz należał do tzw. pokolenia Kolumbów, określa się tak pisarzy polskich urodzonych około 1920 roku. Ich najmocniejszym doświadczeniem życiowym była II wojna światowa. Na dodatek jeśli przeżyli, musieli emigrować albo zmierzyć się w jakiś sposób z ustrojem komunistycznym w Polsce.  Różewicz często w swoich utworach opisuje, jak wojna wpłynęła na jego przekonania. W wierszu „Lament” podmiotem lirycznym jest człowiek, który ma 20 lat i udało mu się przeżyć wojnę. Choć jest młody, doświadczył tak wielkiego okrucieństwa, że czuje się jak starzec. Wszystkie wartości zostały według niego wypaczone przez wojnę. Podmiot liryczny wyznaje na końcu, że stracił nawet wiarę w Boga. Młodzieńca można utożsamić z samym Tadeuszem Różewiczem, który postanowił uświadomić ludziom, że strat wojennych nie liczy się tylko w zniszczonych miastach i zabitych ludziach, ale także w wartościach moralnych, które były pielęgnowane przez setki lat.

Poemat Tadeusza Różewicza „Spadanie czyli o elementach wertykalnych i horyzontalnych w życiu człowieka współczesnego” również zawiera przemyślenia dotyczące degradacji wartości we współczesnym świecie, który został porównany do przeszłości. Utwór zaczyna się od słów „Dawniej / bardzo bardzo dawno”, które zazwyczaj rozpoczynają baśń i sugerują, że autor opowiada o czasach odległych i zupełnie różnych od współczesności. Ta przeszłość nie musi być wcale odległa, być może chodzi o czasy sprzed II wojny światowej, kiedy „rzeczy i pojęcia” miały swoje znaczenie. W powojennym wierszu pt. „Ocalony” poeta wyznał, że szuka „nauczyciela i mistrza”, który pojęcia nazwie jeszcze raz – lub może odda ich pierwotny sens.

Kluczowym słowem w utworze „Spadanie” jest „dno”. Podmiot liryczny mówi, że dawniej owo dno było „solidne”. Człowiek, który znalazł się na nim z powodu swojej lekkomyślności lub za sprawą innych ludzi, musiał spotkać się z oceną społeczeństwa. Niektórzy reagowali na jego upadek z przerażeniem, inni patrzyli na niego z zainteresowaniem, bo taki obraz mógł być dla nich nowym doświadczeniem. Jeszcze inni pałali do niego nienawiścią, a ci złośliwi cieszyli się, że stało mu się coś złego. W każdym razie los człowieka, który się stoczył, nie pozostawał bez echa. Autor zaznacza, że ludzie w „dawnych czasach” odznaczali się lepszą kondycją moralną. Umieli ocenić, co jest dobre, a co złe. Widzieli różnicę pomiędzy dnem, które można utożsamiać z biblijnym piekłem, królestwem diabła, gdzie kończą grzesznicy, a szczytem utożsamianym z rajem, gdzie dobrzy ludzie spotykają Boga. Podmiot liryczny zwraca uwagę na to, że człowiek, mając świadomość swojego upadku, mógł skorzystać z szansy nawrócenia, „podnosił” się z dna i odkupywał swoje winy. Taką postać przedstawił np. Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”. Sławny niegdyś w całej okolicy Jacek Soplica nie mógł poślubić swojej ukochanej, ponieważ ojciec dziewczyny odmówił mu jej ręki. Bohater tak mocno przeżył zawód miłosny, a także zniewagę, którą uczynił mu Horeszko, że stoczył się na samo dno. Zaczął pić, unieszczęśliwił kobietę, którą pojął za żonę. Na koniec dopuścił się zbrodni na człowieku, którego obwiniał za swój los. Jednak wtedy przyszło opamiętanie – bohater zrozumiał, że jest na dnie, że uczynił wiele zła, za które trzeba zapłacić. Jacek odkupił swoje winy, oddając się w służbę ojczyźnie oraz Bogu. Najpierw walczył jako żołnierz napoleoński, wierząc, że cesarz Francuzów przyczyni się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Później pokutował w zakonnym habicie, jednocześnie przygotowując powstanie na Litwie. Na dodatek uratował nie tylko Zosię, wnuczkę swojego dawnego wroga, ale także Gerwazego oraz Hrabiego – ostatniego z Horeszków. Jacek Soplica niewątpliwie jest przykładem człowieka z „dawnych czasów”, który pomimo że „splamiony ociekał”, postawił sobie za cel powrócić do życia w przyjaźni z Bogiem i bliźnimi.

Podmiot liryczny poematu Różewicza wskazuje także, że „dawniej” nawet na dnie był jakiś porządek, bowiem „inne dno było przeznaczone dla pań inne dla panów”. Przy okazji wspomina, że wcześniej można było spotkać bankruta, co sugeruje, że w komunistycznej rzeczywistości autora trudno jest stracić majątek, ponieważ wszyscy mają tyle samo, czyli prawie nic, a bogacze tracą pieniądze państwowe. Ponadto każdy mógł spaść na dno w inny sposób, po swojemu – kapłan, kupiec, oficer, kasjer czy uczony. Nawet same dna były rozmaite: „dno nędzy, dno życia, dno moralne”. Różewicz, wykorzystując wieloznaczność słowa dno, przywołuje jeszcze frazeologizm „drugie dno”, które również „bywało niegdyś”, co może oznaczać, że świat w przeszłości miał po prostu głębszy sens.

Wszyscy wiedzieli, kto jest na dnie i dlaczego. Taki człowiek był „określony”, choćby epitetami „stracony”, „zgubiony” albo było widoczne, że się dźwiga z dna. Aby podnieść się z upadku, mógł też poprosić o pomoc albo „wołać »z głębokości«”, czyli modlić się do Boga. Poeta nie bez przyczyny nawiązuje do psalmu noszącego tytuł „Z otchłani grzechu ku Bożemu miłosierdziu”, w którym grzesznik zwraca się bezpośrednio do Stwórcy i błaga go o wybaczenie. Przypomina przy tym Bogu, że na świecie nie ma ludzi bez grzechu. Jeżeli Bóg brałby pod uwagę wyłącznie występki ludzi, to „któż się ostoi?”, kto ma szansę na życie wieczne? – pyta retorycznie podmiot liryczny. Grzesznik wierzy, że dzięki temu, iż żałuje za swoje przewinienia, ma szansę na miłosierdzie Boga.

Po dawnym dnie i sposobach staczania się oraz dźwigania we współczesnym świecie pozostały tylko wspomnienia. Dno zostało bowiem „usunięte”. Nie tego chyba oczekiwał poeta, który w młodości poszukiwał nauczyciela i mistrza. Dawne zasady nie powróciły. Współczesnym ludziom jest wygodniej bez moralności. Trzeba bowiem wielkiej odwagi i wysiłku, żeby zło nazwać po imieniu. Jeszcze jest to możliwe w literaturze – Różewicz odwołuje się tu do „La Chute” Alberta Camusa. Bohatera utworu, człowieka sukcesu – gwiazdę paryskiej palestry, los postawił niespodziewanie przed prawdziwym egzaminem życiowym. Prawnik miał możliwość zapobiec samobójstwu spotkanej przypadkowo dziewczyny, ale tego nie zrobił – minął ją obojętnie. Wydarzenie to zapoczątkowało jego upadek, bo zrozumiał, że wcale nie jest taki dobry, za jakiego się uważał. Jednak bohater umiał się do tego „stoczenia” przyznać i wymyślił sobie swoistą terapię, polegającą na wyznawaniu swoich win i poddawaniu się osądowi innych. Przestrzegał ich przy tym przed swoim losem.

Camus był bardzo znanym pisarzem i filozofem. Nagrodę Nobla, o której Różewicz wspomina w poemacie, francuski artysta otrzymał za „ogromny wkład w literaturę, ukazującą znaczenie ludzkiego sumienia”. Cóż z tego, skoro większą popularność zdobyła książka 18-letniej autorki pt. „Witaj, smutku”. Jako ciekawostkę można podać fakt, że w 1999 r. znalazła się ona na liście 100 książek XX wieku według rankingu przygotowanego przez czasopismo „Le Monde”. Różewicz nazwał dzieło Françoise Sagan „wypracowaniem o spółkowaniu” (w innym miejscu, chcąc je określić, postawił trzy kropki – a to jest chwyt stosowany dla uniknięcia wulgaryzmu), bo poglądy i styl życia głównej bohaterki dowodzą, że doszła do wniosku, że zasady moralności już nie obowiązują – „zrozumiała, że nie ma Dna”. Podejście do życia Cecile odzwierciedla kondycję człowieka we współczesnym świecie. Człowiek kieruje się już tylko własnymi egoistycznymi potrzebami. Wiara w Boga jest niewygodna, bo trzeba by założyć, że można się wznosić (do świętości), ale też upadać (na dno lub do któregoś kręgu piekła, jak w „Boskiej komedii” Dantego). Łatwiej przyjąć, że Boga nie ma, wtedy kierunek góra – dół nie jest tak bardzo widoczny. Poeta dopuszcza też możliwość, że dno dziś jednak istnieje, ale leży bardzo płytko (co wyraźnie kontrastuje z „dawną” głębią) lub zostało jakoś zmienione – przystosowane do naszych potrzeb. To nie jedyny paradoks w utworze. Nie ma dna, ale „spadanie” pozostało, choć słowo to nie jest może właściwe – obecnie spada się bowiem we wszystkich kierunkach, zwłaszcza poziomo. Zresztą jeśli wszyscy znajdujemy się na dnie, to możemy już tylko po nim chodzić – właśnie poziomo.

W konsekwencji pomimo iż ludzie nie wierzą, że dno istnieje, ono cały czas im towarzyszy. Uprawiając ogrody czy wychowując dzieci, w codziennej rutynie, cały czas „spadamy”. Życie współczesnego człowieka to ciągłe pogrążanie się w chaosie – spadanie bez szansy na „dźwignięcie się” z dna, bo go przecież usunięto.

Poemat „Spadanie” Tadeusza Różewicza opowiada o chaosie świata i odejściu od moralnego ładu. Posługując się słowami „dno” i „spadanie”, autor pokazuje różnicę między kondycją człowieka w dawnym oraz współczesnym świecie. Kiedyś ludzie mieli świadomość tego, co jest złe i wiedzieli, kiedy przekraczają normy moralne. Obecnie „dno zostało usunięte”, zło się zrelatywizowało, a człowiek przestał zauważać, że ciągle upada.

Autor: Marcel